O Kulturze firmy i dysleksji czyli Orange

Uśmiechnięci konsultanci (jak Pan na obrazku), radośni i pomocni. Bardzo fajne grafiki ma nasza firma Orange. Tylko cóż z tego skoro, trafiłem nie dość, że na sępy to jeszcze analfabetów?

Siedzę sobie w domku, prawda, robię nic, prawda, a tu telefon od firmy współpracującej z pomarańczą. Aha, no tak. Kończy mi się umowa, trzeba przedłużyć. Odbieram, cóż mi szkodzi. Dzień dobry, ktośtam ktośtam, chciałabym panu zaproponować nowe warunki. O.K niech proponuje. Po dłuższej chwili targowania się, dobijam z ceną upragnionego telefonu, do 9 złotych.  Mówię, że jeszcze muszę skonsultować to z kimś i proszę o oddzwonienie za 10 minut. Oczywiście, w tym czasie dzwonię na infolinię i dopytuje się czy aby  osoba spod danego numeru jest pełnoprawnym konsultantem. Tak. No to świetnie, po chwili oddzwaniają. Dopinam wszystko na ostatni guzik i umawiamy się, że umowę wraz z telefonem, dostarczy mi kurier.

Niespodzianka.

Po chwili dzwoni do mnie ten sam numer. Dzień dobry, czy już się pan skonsultował.  Chwila myślenia… łot da fak? Mówię, że tak i już wszystko ustaliłem. Pani w słuchawce wzdycha z zwątpieniem. Aha, czyli ktoś inny do pana zadzwonił. Oczywiście, okazało się (kto zwraca uwagę na imiona i nazwiska?!), że w tym samym czasie rozmowę podsłuchała inna laska i kulturalnie rzecz ujmując wyrolowała tamtą, zwijając jej klienta (mnie) sprzed nosa. Cóż mogłem poradzić, zażenowany  przeprosiłem.

No jaka chamówa, to „nie wiere”. Ja rozumiem, że walka o klienta, rozumiem, że prowizje. Ale bez przesady. Sprzątnięcie komuś okazji sprzed nosa, nawet w firmie, która jedynie współpracuje z Orange, to sztrzelanie samobója. Tak się nie buduje pijaru. Orendżu ogarnij się!

Dyslektycy są wśród nas.

Najlepsze. Kiedy wreszcie przyszedł kurier, nie mogłem odebrać przesyłki. Czemu? jakiś „wyksztaucony ęteligent” napisał na umowie „Maciej” przez… dwa jot. Tak. MACJEJ. Brawo. tego zrozumieć już nie potrafię. I nic mnie nie przekona, że to zwykła literówka. Jak można popełniać literówki na umowie?  Prawda jest taka, że dla nich to nie problem sprawdzić w systemie czy dane są  poprawne. A dla klienta?  nie może odebrać przesyłki, musi czekać kolejne kilka dni, a nawet jeśli ją odbierze to pomimo tego, że wszystkie inne informacje się zgadzają, umowa jest nieważna. A czegoś z błędami podpisać nie wolno. Kłopot nie tylko dla mnie (da się to przeżyć) ale także dla kuriera. Czas zmarnowany, przez jedną, głupia literkę.

Rozbawiony i wkurzony zarazem, zadzwoniłem na pomarańczowa infolinię. Nie muszę chyba dodawać, że powitał mnie automat , słowami „przepraszamy, wszystkie linie są teraz zajęte. Wybierz 1 żebyśmy skontaktowali się z tobą w przeciągu dwudziestu czterech godzin lub wybierz 2 by czekać na połączenie. 24 godzin? Co oni tam robią? Wybrałem oczywiście dwójkę. P0 – nie przesadzając- jakichś 15-20 minutach, wreszcie odebrano.  Przedstawiłem  problem, konsultantka sprawdziła dane. Rzeczywiście. Po głosie można było poznać jej zniesmaczenie i zażenowanie. Poprawiła owe jot w systemie. Niestety, nikt nie wpadł na to, aby powiedzieć zwykłe „przepraszamy w imieniu firmy”. Cóż, po co dbać o kulturę skoro firma ma i tak stabilną pozycję na rynku. Po co zapewnić szybki kontakt klientowi, skoro poczeka (Ci z mniej ważnymi rzeczami dadzą sobie spokój), a stanowiska konsultacyjne przecież kosztują. Podsumowując, zmarnowałem czas, a i tak muszę czekać no kolejną przesyłkę, z nadzieją, że tym razem nie napiszą „Maciej” przez dwa „i”.

4 responses to “O Kulturze firmy i dysleksji czyli Orange

  1. Masakra i to wielka. Ja też jestem z Orange i również podzielam Twój entuzjazm :p Wczoraj, przed meczem Polska-Grecja chyba sobie normalnie aż zrobili wolne, bo nikt mojego taty nie chciał zaszczycić rozmową :/ A chciał tylko zapytać się o coś jednego z pracowników… Cóż, nie możemy od nich wymagać Bóg wie jakich rzeczy! 😛

Dodaj odpowiedź do Mehikoł Anuluj pisanie odpowiedzi